Rozumiem Twoje obawy, przyznam, że gazociąg i mnie nieco niepokoi. Bardzo cieszę się, że tak dokładnie to wyjaśniłaś, dzięki temu możliwe jest wzajemne zrozumienie, a nie przerzucanie się argumentami. Lubię rozmawiać z ludźmi na poziomie ich obaw i uczuć, bo wiem, że tylko wtedy możliwe jest prawdziwe porozumienie, ostatnie doświadczenia mi to pokazały. Szukanie obiektywnych prawd powoduje jedynie kłótnie i rozłamy. Dlatego dziękuję Ci bardzo, że to napisałaś. Dziękuję Ci bardzo, że pokazałaś, jak Ty to widzisz
.
Postaram się odwdzięczyć tym samym. Wielokrotnie wspominałam, że ja nie chcę nikomu narzucać swojego sposobu myślenia, ale nie lubię jednocześnie, gdy ktoś próbuje mi narzucić swój.
Otóż ja studiuje ekonomię. To na pewno ma wpływ na mój sposób patrzenia na pewne sprawy. Od początku studiów jestem uczona, że decyzje, które wydają się niepopularne w krótkim okresie, często okazują się korzystne w długim. Wiem, że poziom zadłużenia Polski jest tak wysoki, że jeżeli nic nie zmieni się w naszej władzy, jeżeli nie znajdzie się partia ani rząd, którzy zechcą ciąć świadczenia socjalne (zamiast podnosić), co oczywiście jest bardzo niepopularne społecznie, to kiedyś grozi nam ruina. Wiem również jak wielkie środki są marnotrawione w niektórych instytucjach publicznych, np. w służbie zdrowia (zupełnie nieopłacalne zakupy, kupowanie produktów, które następie bez wykorzystania, ulegają przeterminowaniu i lądują w kosztu), tylko dlatego że do nikogo nie należą i nikomu nie zależy na efektywnym wykorzystaniu tych środków. Ludzie płacą olbrzymie podatki i składki, a potem znaczna część tego ulega nieefektywnemu zmarnowaniu. Kolejnym faktem są świadczenia socjalne, które poprawiają dobrobyt ludzi tylko krótkotrwale, a jednocześnie demotywują ich do podjęcia pracy lub wykształcenia. Jak mówiłam, to jest bardzo popularne na krótką metę, ale na długą zupełnie nikomu nie pomaga. Według szacunków jeżeli nic nie zrobimy z systemem emerytalnym, to w przeciągu 30 najbliższych lat zawali się on. To dopiero będzie tragedia. Zatem żeby mogło nam się w przyszłości poprawić, na tę chwilę potrzebne są ustawy i reformy, które pozornie pogorszą naszą sytuację.
Ponadto ja inaczej zapatruję się na wiarę. Uważam, że zakazywanie pewnych rzeczy, to nie jest metoda, a przynajmniej znowu jedynie krótkoterminowa. Jeżeli ktoś chcę aborcji, to znajdzie sposób na to, żeby to zrobić (znam z najbliższego otoczenia takie sytuacje). Jeżeli kogoś będzie stać na in vitro, a nie będzie mógł tego zrobić w kraju, to wyjedzie za granicę. To nie jest sposób, moim zdaniem. Uważam, że jedynie programy edukacyjne, rozmowy mogą zmienić tę sytuację. Zakazy natomiast rodzą niezrozumienie i rozłam społeczny. Jezus niczego nie zakazywał, nikogo nie zmuszał, dawał wolny wybór, pokazywał jedynie, co jest dla kogoś dobre, a co nie. Uważam, że najlepiej byłoby, gdyby na tym koncentrowali się chrześcijanie. Na świadczeniu własnym życiem, na inspirowaniu innych swoim postępowaniem, dawaniu im do zrozumienia. A jednocześnie pozwalaniu im decydować. Czy nie chcesz żyć tak, jak ja? Czy nie chcesz cieszyć się takim spokojem ducha? Wybór należy do Ciebie. Sam zdecydujesz, czy wolisz śmierć czy życie w szczęściu i pokoju z własnym sumieniem. Wydaje się, że to tak niewiele, że najbliższe otoczenie to jedynie kilka osób, ale gdyby każdy chrześcijanin przestał myśleć w ten sposób, a patrzył na to, co może, ile dobra może zdziałać, wszystkim żyłoby się lepiej.
Moim zdaniem, nikt nie trafi do nieba ani nie zostanie zbawiony za to, że nie zrobił czegoś, co było zakazane. Nie podjął samodzielnie decyzji, że chce odrzucić zło...
Nie widzę również sensu w kłótniach z Rosją i Niemcami, a jednocześnie wielbieniu Stanów Zjednoczonych. Czy właśnie nie to nas zgubiło w czasie drugiej wojny światowej. Liczyliśmy na pomoc Zachodu, a jak przyszło co do czego, to mogliśmy liczyć tylko na siebie. Uważam, że w drodze dialogu można osiągnąć więcej niż przez krzyki i wypominanie tego, co było x lat temu. Zresztą jest to bardzo krzywdzące, gdyż żyją tam inni ludzie... Nie jest rozsądne obrażanie się na córkę, tylko dlatego że matka ukradła nam pieniądze. Hitler nigdy nie doszedłby do władzy, gdyby naród niemiecki nie został obciążony takimi "zadośćuczynieniami" po pierwszej wojnie światowej. Frustracja wśród tamtych ludzi spowodowała taki bieg historii. Poza tym mnie nie podoba się traktowanie Niemców i Rosjan, jakby nie byli ludźmi, tylko jakimiś strasznymi potworami. Uważam, że to krzywdzące. To tacy sami ludzie jak my (ani lepsi ani gorsi).